Lore
Kamizela wielkich łowów
Pragnę śmiałości.
Wenus. Wielkie Łowy.
Ahamkara nie chciała umrzeć. Wei-Ning walczyła z nią przez cały dzień gołymi rękami, wbijając ją raz za razem w ziemię i poszerzając w ten sposób krater. Eris widziała już jak Tytani tracą zmysły, usilnie próbując powalić upartego smoka życzeń przy użyciu siły. Ale była też całkiem pewna, że Wei-Ning od dawna jest już obłąkana.
– Czas na wyznanie – powiedziała Tytanka, waląc pięściami w pełen macek pysk ahamkary. – Miałam nadzieję, że ta walka będzie trwać wiecznie.
– Przestań, psychopatko. Musimy się zająć jeszcze sześcioma! – obruszyła się Eris.
– Nie, nie. Chcemy tego. Zaufaj mi – odparła Wei-Ning.
Godzinę później z wenusjańskich zarośli wynurzyło się sześć kształtów. Ahamkary. Ich towarzyszka, którą Wei-Ning nadal wbijała w ziemię, pulsowała energią i rosła w siłę. Żerowała. Pozostałe przybyły, by ucztować przy tym samym stole.
Eris wyciągnęła z powietrza ostrze elektryczne i doskoczyła.
Gdy Łowczyni i Tytanka zakończyły łowy, Eris zdawało się, że słyszy szept Wei-Ning.
– Mówiłaś coś?
– Miałam cię właśnie zapytać o to samo.
– Hm.