Lore
Kamizela starożytnej apokalipsy
„Czasem jest to kosmiczny wybuch. Czasem – bestia rodem z piekła. A czasem to jeden człowiek” – Włóczęga
Szmaragdowe Wybrzeże. Europejska Martwa Strefa.
Włóczęga dotoczył się do banku. Ciągnął za sobą trupa psiona, żeby mieć na czym usiąść.
Upuścił ciało i usiadł.
Włóczęga polizał palec i wsunął go za ukryty panel w zewnętrznej osłonie banku, żeby go otworzyć. Bank otworzył się, wysuwając pojedynczy skompresowany okruch.
Mówił na nie „okruchy Ciemności”. Choć słońce było w zenicie, widział jego poświatę. Bank spowodował, że okruch był chłodny w dotyku. Ten konkretny ładunek był wart sto dwa pojedyncze okruchy Ciemności. Jednostronna rzeź.
Jego wygodny fotel z psiona wzdrygnął się. Włóczęga wstał i wpakował w niego dwie kulki ze swego ogromnego rewolweru.
Wrak schodził w dół nad jego głową. Jego Duch lekko drgnął, gdy silniki statku wzbudziły małe tornado z kurzu.
– Kocham tę robotę – powiedział cicho Włóczęga do swojego przyjaciela.